poniedziałek, 26 października 2015

Posufitówka - podejście pierwsze

Na pierwszy ogień poszła podsufitówka, mega wnerwiający balon pod sufitem. Ostatniego upalnego lata odkleił się materiał od dykty na suficie, wisi i smyra po bani.
Wściec się można!!!
Ręce na sterach, nogi na pedałach a tu cię coś mizia po bujnej grzywie (czy słyszę jakieś śmiechy?!). Pierwsze centrum handlowe, zawijam na parking, staję okrakiem na dwóch miejscach dla inwalidów (no przecież marka zobowiązuje, NIE?!) i wbijam się na halę.
No dobra z tym parkowaniem ubarwiłem, stanąłem na pierwszym wolnym i dymałem z 500 m z buta - skąd miałem wiedzieć, że to taki wielki sklep?
Na hali sucha bułka na szybko, borygo (na wszelki wypadek - nie na zpojkę), paczka pinezek.
Wracam, Chabrowy stoi na światłach, w mordę, nie odpalę! Kluczyk, sprzęgło, contact, zagadał! Ufff.
Nawet nie wiem gdzie szukać akumulatora, pod maską ani w bagażniku nie stwierdziłem. Może czerpie energię z kosmosu? Trzeba będzie sprawdzić w necie...
Ale miałem o podsufitówce.
Właściwie metodę już zdradziłem przy zakupach, przepikowałem sufit co 15 cm na żywca pinezkami. Wygląda jak rozgwieżdżone niebo - w zasadzie nic dziwnego, pinezki przecież kupiłem w Galerii...

Ogłaszam mały rodzinny anty-konkurs: Kto pierwszy usiądzie na pinezce ten syf!

Podsufitówka na roboczo ogarnięta. Check!

Następne podejście będzie z suszarką i jakimś dociskiem. Sylwek mówi, że pomaga tylko demontaż, oderwanie do końca materiału i butapren w sprayu 3M-a. Pewnie ma racie, Sylwek się zna....

Koszt 2zł
Borygo 50

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz